Odrywam się od świata. Lecę.
Czuję wolność, po raz pierwszy w życiu tak w pełni.
To niewiarygodne, wiesz?
Czuję, że mogę wszystko.
Moje dłonie, kołyszące się lekko od pędu wiatru, jakby machały na pożegnanie.
Moje usta wydają się spierzchłe nie od wiatru, a od naszych pocałunków, których było tak wiele.
Moje oczy przesłonięte łzami od wiatru - ale równie dobrze mogą być take od śmiechu. Od szczęścia, którego było tak wiele.
Lecę. Pokonuję granice.
W moich uszach szumi wiatr, dając złudzenie Twojego głosu.
Obracam się plecami do ziemi, a podrywający mnie wiatr sprawia wrażenie Twoich ramion, które mnie tulą.
Zamykam oczy, zasypiam.
Czuję się bezpiecznie, jakbym leżał wtulony w Ciebie na naszym łóżku.
Nie ma czerwonej plamy na chodniku. Nikt nie słyszał cichego upadku i gruchotu kości. Nie ma policji, dziennikarzy, karetek.
Jestem ja, pogruchotany, bezwładny, wbity w ziemię z lekkim uśmiechem na wargach.
A mimo to, wstaję i chwytam Twoją dłoń, proszącą mnie do nieskończonego tańca.
Przecież powiedziałem. Teraz mogę wszystko.
Pamiętasz? Nic się nigdy nie kończy... W głębokim śnie.
- Co byś zrobił, gdybym dzisiaj umarł?
- Umarłbym jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz